The Flame In The Flood
X
Zapomniałeś hasło? Odzyskiwanie linków
Nowy na stronie? Tworzenie konta
Masz już konto? Login
Powrót do Login
0
5.00
Edycja
Autor nie podał jeszcze opisu w twoim języku.
A rogue-lite river journey through the backwaters of a forgotten post-societal America. Forage, craft, evade predators. From the Art Director of BioShock and a team of veterans of the BioShock, Halo, Guitar Hero and Rock Band series comes The Flame in the Flood. Travel by foot and by raft down a procedurally-generated river as you scrounge for resources, craft tools, remedy afflictions, evade the vicious wildlife, and most importantly, stay ahead of the coming rains.
Steam User 47
Grę stworzyli developerzy pracujący przy bardzo dużych produkcjach, jak m.in. Bioshock. Ma bardzo ciekawą oprawę graficzną i dość niecodzienny pomysł na survival. Zamiast budować bazę - rozbudowujemy tratwę, zamiast eksploracji całego świata, mamy możliwość zatrzymania się tylko w części miejsc i w każdym zaledwie raz. Mając pewne wskazówki, co gdzie może się znajdować - naszym zadaniem jest mądrze wybierać miejsca postojowe i rozporządzać ekwipunkiem, w którym z początku niewiele można zmieścić - a trzeba pić, jeść, spać i dbać o swoją temperaturę.
Nasza postać może chorować, może mieć złamania, rany, zatruć się itd., więc trzeba ją leczyć, potrzebuje jedzenia i wody, potrzebuje być sucha i mieć ciepło. Potrzebuje też snu.
Świat dosięgnęła duża powódź, większość ziem jest zatopionych, więc podróżując między skrawkami suchego lądu, jesteśmy zmuszeni poszukiwać surowców do rozbudowy swojej tratwy, oraz w jakiś sposób się wyżywić i być w stanie przygotować sobie leki. Surowce możemy znaleźć porzuconych autkach, budynkach, bądź zbierając zielsko. Niestety prąd rzeki jest tak silny i jednostronny, że nie da się wrócić na odwiedzone już wyspy, więc jakiekolwiek ognisko sobie nie zbudujemy, czy jakikolwiek miły obóz to nie będzie, trzeba ruszać dalej do przodu.
Soundtrack jest świetny, buduje klimat, a wskaźniki potrzeb są całkiem przyzwoicie skonstruowane.
Głównym minusem jest tu powtarzalność lokacji. Wysepki są bliźniaczo do siebie podobne. Znam na pamięć co na której leży i w jakich okolicach. Ten sam autobus, ten sam kościół. Do budynków zaś, nie można wchodzić by zwiedzać, czy go przeszukać. Można w nich spać i szperać, ale za pomocą jednego przycisku, przez co przestaje mieć znaczenie czy to autobus, czy budynek i jak mocno jest zniszczony. A szkoda. Survival bez eksploracji to jak impreza bez wódki.
No i fajnie, by było zamiast machać na atakujące nas zwierzęta kijem z głośnym sio, by postać mogła im dać w łeb. Nie wiem czy by to cokolwiek dało, ale zapewne więcej, niż przestraszenie ich, bo choć na kijku mamy ogień - wilki to średnio obchodzi... Oczywiście możemy zbudować pochodnię, gdzie ogień jest większy i żadne zwierzę do ans nie podejdzie póki się pali, ale nadal jest to dla mnie dziwne, że mają długi kij w łapie, nóż i siekierę w plecaku - nijak nie mogę się obronić, nawet ociupinkę...
Na koniec warto dodać że po wyjściu z EA, gra została wzbogacona o możliwość korzystania ze swojego ekwipunku w trakcie pobytu na tratwie, choć nie jest to zbyt intuicyjne, oraz dodano też tryb opowieści z jakąś fabułą, mimo że nie porywającą. Gra mogła być hitem, bo założenia są świetne, niestety dodano do niej tylko podstawowe funkcje, które dość szybko się nudzą. Jednak nadal jest to niezła gratka dla miłośników survivali.
Steam User 24
Zabawa koncentruje się wokół młodej dziewczyny, która w obliczu nadciągającej powodzi postanowiła zapakować swój plecak przydatnymi przedmiotami i wraz z Ezopem, psem przybłędą, wskoczyła na drewnianą tratwę w poszukiwaniu bezpieczniejszego miejsca. Zabawa podzielona jest na dwa elementy - w pierwszym płyniemy drewnianym środkiem transportu przed siebie wyszukując potencjalnie warte odwiedzenia miejsca. Drugi element to poruszanie się po lądzie i wykonywanie typowych dla survivali czynności związanych ze zbieraniem pożywienia oraz próbami wyjścia cało z wszelkich opresji. Ot, proza życia.
Część "wodna" to przede wszystkim skuteczne nawigowanie tratwą. Woda rwącym nurtem porwała sporo przedmiotów i szerokim korytem spływa niszcząc mosty i zalewając niżej położone lokacje. Sterując tratwą opieramy się spychającym prądom, by nie wpaść na żadną z licznych przeszkód. W The Flame in the Flood jak przystało na rasowy surivival, zginąć można na wiele sposobów, utonięcie po rozwaleniu tratwy o głaz to tylko jeden z nich. Na nie szczęście sterowanie drewnianą łupiną należy do najtrudniejszych w grze, wymaga to dużo uwagi podczas niesprzyjających warunków pogodowych, spływów nocnych czy pokonywania trudniejszych fragmentów ze wzburzonym nurtem, ale nad tratwą i tak nie zapanujesz(ja nauczyłem się po 60 godzinach). Co ważne, raz na jakiś czas na naszej rzecznej trasie pojawi się stacja umożliwiająca naprawę bądź podrasowanie tratwy. Jest to bardzo ważny element zabawy. Każde z uderzeń o napotykane elementy obniża wytrzymałość tratwy, a gdy stosowny wskaźnik spadnie do zera podążamy na dno razem z dotychczasowym ekwipunkiem.
Modyfikacje tratwy to element dość istotny, choć przez pierwszych kilka godzin rzecznej przygody dość trudno o elementy potrzebne do wykonania ulepszeń. Warto jednak postarać się o odpowiedni tuning tego środka transportu, bo oferuje kilka ciekawych opcji, które w kluczowych momentach mogą ratować życie. Mowa tu chociażby o stacji oczyszczania wody, miejscu do spania czy kuchence, na której można przygotować sobie posiłek. Także dodatkowa przestrzeń załadunkowa jest bardzo przydatna podczas powodziowego kryzysu. Czym dalej w grze zajdziemy, tym coraz mniej zasobów otrzymujemy do dyspozycji. Wypełniony po brzegi ekwipunek jest więc niczym karta "wychodzisz wolny z więzienia" w eurobusiness. Ale ma to poniekąd swoją cenę. Czym mniej napotykamy trudności, tym szybciej The Flame in the Flood odsłania swoje wady.
Zejść na ląd można tylko przy drewnianych pomostach, te każdorazowo prowadzą do jednej z dziesięciu lokacji. W zależności od ich rodzaju, zapewniają dostęp do różnych zasobów. Kościół to świetne schronienie, klinika oferuje medykamenty i elementy do tworzenia bandaży, a obóz zapewnia ognisko i krzemień. Ścinamy drzewka, z których tworzymy liczne przedmioty i narzędzia, choćby pułapkę, która pozwala na zabijanie zwierząt - pożywienie zaspokaja głód, skórę można wykorzystać na cieplejsze rękawiczki, a poprzednie podrzeć na szmaty, które z alkoholem dadzą bandaż. Błądzimy więc poszukując losowo rozlokowanych elementów, dbając jednocześnie o cztery główne wskaźniki głównej bohaterki - głód, pragnienie, ciepło oraz energię. Jeśli któryś osiąga wartość zerową, przegrywamy - czy to z zimna, głodu, zakażenia po ranie od dzikiego zwierzęta lub z wycieńczenia. Na dobrą sprawę umrzeć można nawet od głupiej, ale uciążliwej "sraczki". Sposobów na śmierć z całą pewnością w The Flame in the Flood nie brakuje.
Brakuje za to urozmaicenia - szczególnie po kilku pierwszych godzinach. Póki odkrywamy lokacje i walczymy o przeżycie pierwszych dni, zabawa jest wciągająca, szybko robi się jednak wtórna. Zwiedzamy małe, podobne do siebie miejsca cały czas rozwiązując problem ograniczonych zasobów wobec niezaspokajalnych potrzeb, a misje poboczne są nieciekawe i często nawet nieopłacalne. Zabicie pierwszego wilka czy dzika jest wydarzeniem, ale z czasem mała harcerka okazuje się rasowym rzeźnikiem, przerabiając na pieczone mięso lub suszone jerky całe tony mięsa. Napotykamy NPC, z którymi prowadzimy nudne dialogi, a jedynym wiernym towarzyszem wyprawy okazuje się być pies Ezop, robiący trochę za stróża, a trochę za obrońcę. Nie wdaje się jednak w walkę, nie może zginąć, nie musi pić ani jeść, nie odnosi ran i właściwie to nie przydaje się w niczym poza alarmowaniem o niebezpieczeństwie i dźwiganiem części ekwipunku - można wiec powiedzieć o jego niewykorzystanym potencjale.
Brak większych urozmaiceń zabawy, jedynie dwa tryby rozgrywki (ciągły oraz kampania), brak multiplayera, ograniczone pod względem rodzaju i wielkości lokacje i mała lista przedmiotów możliwych do wycraftowania szybko stają się kamieniami, które ciągną The Flame in the Flood na dno. Jednocześnie nie można grze odmówić klimatycznej oprawy wizualnej oraz sporej przystępności - wszystko tu jest ładnie podane, intuicyjne i przystępne, a dodatkowo śliczne. To zasługa uroczej oprawy, rysunkowej wręcz oprawy wizualnej, przedstawiającej brutalny w sumie świat w bajkowy sposób. Gdy płyniecie rzeką rozświetlaną jedynie przez palące się gdzieniegdzie ogniska i światła albo obserwujecie sympatycznie kicające króliczki, nie da się nie ulec urokowi The Flame in the Flood. To sprawia, że grę można polecić osobom, które chciałyby dopiero rozpocząć swoją przygodę z gatunkiem survivali. Dla nich dobra zabawa może trwać dłużej, a ograniczenia w mechanice nie będą aż tak kłuć w oczy. Musicie tylko uzbroić się w trochę cierpliwości, bo sterowanie za pomocą klawiatury i myszy nie zostało odpowiednio doszlifowane (np. kursor potrafi znikać), a gra ma także inne techniczne bolączki.
Gra ma mnóstwo easter eggów.
9/10 Za tratwe.
Steam User 18
Prawie umarłem z głodu, ale na szczęście zjadły mnie wilki.
Steam User 8
The Flame in the Flood jest to bardzo dobra, post apokaliptyczno survivalowa gra – do końca naszej podróży dotrą tylko najwytrwalsi gracze.
Nie bez powodu użyłem sformułowania „najwytrwalsi gracze”, gra jest dosyć trudna, szczególnie w pierwszych etapach zabawy – zapasy, jak i miejsce na nie mamy bardzo ograniczone.Wielokrotnie staniemy przed dylematem co zabrać ze sobą, co najbardziej się przyda by przetrwać kolejny dzień – to wam gwarantuję.
Gra jest mocno nastawiona na system craftingu, wytwarzanie przedmiotów z wcześniej zebranych surowców – super sprawa. Będziemy w stanie tworzyć przedmioty takie jak: broń, ubrania, pułapki, leki, jedzenie, narzędzia, ulepszenia do naszej tratwy i wiele, wiele innych ciekawych rzeczy.
Świat przestawiony w grze jest brutalny, potrzebnych nam zapasów do przeżycia jest naprawdę mało a czas ucieka.
Naszym głównym zadaniem jest spłynięcie na tratwie w dół rzeki w poszukiwaniu odpowiedzi co się stało że cały świat w grze został zalany.
Nasza postać jest narażona na głód, odwodnienie, wyziębienie, gorączkę, zadrapania, skaleczenia, złamania, zatrucia, ugryzienia, choroby itd. - odwzorowanie do realnych zagrożeń jest imponujące. Gdyby tego było mało, na naszej drodze napotkamy dzikie zwierzęta które nie ułatwią nam wędrówki do celu – szczególnie wredne są dziki, wilki i niedźwiedzie xD
Gra nie należy do prostych, żle podjęta decyzja szybko się na nas zemści, w większości przypadków zakończy się to śmiercią. W takim przypadku, grę zaczynamy od ostatniego cheackpointa, nie jest to wcale mile jeżeli mamy za sobą szmat drogi przebyty, a zginiemy z wygłodzenia lub wyziębienia na tratwie – przed punktem zapisu.
Oprawa graficzna gry jest dobra, przyjemna w odbiorze, muzyka jest fantastyczna, wysp / lokalizacji do odwiedzenia naprawdę duża ilość, zwierzęta, roślinność, misje do wykonania, postacie „ocaleni”, sprawiają ze nie będziemy się nudzić w tej grze.
W grze występują dwa tryby gry: Kampania (10 stref rzeki do pokonania), Tryb ciągły (nieskończona survivalowa zabawa).
Polecam!
Steam User 7
6/10. Gra przyjemna, ale na niezbyt długo. Główna wada - brak fabuły i wciągającego scenariusza oraz słaby balans po pewnym etapie rozgrywki. Polecam zakup, jeśli traficie na jakąś promkę.
Pełna treść recenzji na moim blogu:
Steam User 6
Bardzo przyjemny survival z genialnym soundtrackem. Gra ma drobne błędy lecz jakoś bardzo mocno mi nie przeszkadzały. Zdecydowanie polecam klimat + soundtrack idealne połączenie :P
Steam User 6
Ścieżka dźwiękowa jest naprawdę mega dopasowana, nadaje klimat rozgrywce.. Dzięki niej wybaczyłam tej grze kilka minusów, które bywały uciążliwe.
Gra bywa trudna i irytującą (90% moich zgonów miało miejsce przez utonięcie .. ). Sterowanie tratwą nie należy do najprostszych zadań.
Jednak gra wciąga, chce się przejść tryb kampanii (ale po jej przejściu prawdopodobnie do gry już nie wrócę ;) ).