Pit People
Autor nie podał jeszcze opisu w twoim języku.
Master Your Destiny in this Strategic Game of Positioning A full cast of tragically unique heroes will rise together from the Pit. Master your destiny as you plot their course of action across an apocalyptic wonderland! In our fast-paced, turn-based, co-op adventure you'll quest and explore, find awesome loot, customize your fighters, and recruit strange species. Rally your troops and steel your wits if you hope to survive a hostile world filled with sinister robots, deadly vampires and brutally adorable cupcake people! Highlights: Single Player Story Mode 2 Player Co-op Story (local & online) Local 2v2 Arena 4 Players For 2v2 In the Pit (online) Signature Behemoth art style & humor Over 1,500 Unlocks and 100+ Quests and Missions
Steam User 44
Pit People czyli Paints Your Hands
O grze
W świecie gier niezależnych The Behemoth należy do prawdziwej kasanowy. Ich produkcje cieszą się dobrą opinią, świetnymi recenzjami, co wynika z dużej jakości wydawanych przez studio gier. Każda jest przysłowiową perełką, która na miejscu zdobywa poklask graczy, choć gameplayowo każda się różni - Alien Homind to typowa bijatyka, Castle Crashers tak samo - z tą różnicą, że jest osadzona w świecie fantasy, a Battleblock Tneater jest za to wymagającą, ale przy tym zabawną i bekową platformówką przy której spędziłem blisko 70 godzin. Pit People jest kolejnym projektem potwierdzającym to, że The Behemoth sroce spod ogona nie wypadł. Gierka jest turową strategią, która w swojej uroczej post apo oprawie gwarantuje wszystko to co najlepsze w swoim gatunku, a przy tym dodaje wiele od siebie.
Sam nie jestem fanem strategii czy oględnie mówiąc gier rts, ale w Pit People się zakochałem!
Uniwersum:
Pit People jest osadzony w bekowym, potocznie mówiąc sweetaśnym, ale też mającym swoją głębię uniwersum. Świat, który będziemy eksportować i w którym będziemy walczyć o przetrwanie z zmutowanymi babrczkami, jest pozostałością po ludzkiej cywilizacji - wszędzie są ślady zrujnowanych miast, wraki samochodów (ciekawe co na to ubezpieczenie), pralek czy innego typu sprzętu domowego. A co wpłynęło na taki rozwój sytuacji? Otóż nie asteroida, nie kosmici, nie czarna dziura czy inne scenariusze filmów science fiction. Naszym końcem okazała sie kolizja z wielkim kosmicznym misiem. Fabularnie lączy się to z poprzednim hitem Behemothu czyli Battleblock Theater.
Gameplay
Rozgrywka to owoc tej samej myśli co Heroesy czy King's Bounty. Gra skupia sie na robieniu misji fabularnych oraz pobocznych, ale największą przyjemność daje to, co sie dzieje w trakcie. Mamy bowiem do eksplorowania wielki hexowy świat, podzielony na wiele biomów oraz ekosystemów. Każdy ma swoje charakterystyczne cechy, krajobraz, przeciwników, a nawet npc'tów. Ważnym elementem jest ciągły rozwój naszej drużyny - nowych wojowników pozyskujemy podczas walk (możemy ich łapać niczym pokemony ale co ciekawe nie zawsze sie dają co dodaje realizmu), a sama kostumizacja postaci też jest dość bogata. Różnego rodzaju bronie, nakrycia głowy, ubrania, nawet z dużego gościa można zrobić słodziaka, a z pozornie wyglądającego muchomorka, buntownika z irokezem. Zostało to zrobione naprawdę dobrze. W mieście nie ma zaś zbyt wielu rzeczy do roboty, życie opiera sie głównie na odwiedzaniu areny gdzie możemy walczyć multiplayer oraz na ulepszaniu własnej załogi. Szkoda, że nie zostały wprowadzane elementy city buildera.
Optymalizacja
To jedna z tych gier, która ruszy nawet na tosterze czy obcinaczce do paznokci (z szacunku powiem, że to tekst Brodatego). Na starym kilku letnim laptopie ze slabą I3, GT 420, gra śmigała w 60 klatkach i nie mogłem narzekać na jakiekolwiek przycinki nawet podczas ładowania scen. Dobra robota
Plusy:
-piękna oprawa graficzna
-świetna optymalizacja
-świetny narrator
-bardzo fajne scenki fabularne,
-wiele postaci
-kostumizacja postaci
-setki róznych stworów,przedmiotów
-cena
-świetny soundtrack
-ilość questów i misji (według założeń jest ich w grze ponad 100)
Minusy:
-trochę słabo że nie ma innych miast do eksploracji
-brakuje również jakichś gangów, konkurencji która oprócz nas rozwijała by swoje życie, kontakty, to byłoby bardzo fajne gdyby ten świat był żywszy w inteligencję
Reasumując:
Pit People to świetna gra zarówno dla fanów turowych strategii jak i dla ludzi, którzy średnio przepadają za tym gatunkiem. Wynika to z tego, że największą siłą tej produkcji jest humor, różnorodność, sam pomysł na to uniwersum i gameplay - jest to kolorowy świat, który nie raz wywoła u was uśmiech na twarzy. Troche przypomina Adventure Time bo tam też był taki mix słodyczy, absurdalnego humoru i post apo. Polecam!
Steam User 11
Pit People To kolejna gra od studia The Behemoth.
Studio słynie z takich gier jak Castle Crashers lub BattleBlock. Jest to strategia-turowa, z ciekawą jak i śmieszną fabułą. Aktualnie jest ona w rozwoju, lecz po 4 update widać dużą różnicę. Misje Fabularne aktualnie zaliczają się do około 4, będzie ich więcej w następnych update'ach.
Sądzę, iż grafika nadal jest moją ulubioną w przypadku tego studia. Gra posiada niezbyt skomplikowaną, głupkowatą, ale ciekawą fabuła. Balans ze względu na rasy różnych bohaterów w tej grze jest niesamowicie dobrze dopracowany, szkoda że twórcy League of Legends, nie biorą z nich przykładu. Podczas gry zbieramy przedmioty, ubranka dla naszych bohaterów, można ich stylizować na własny sposób, żeby oddać tym samym swoją naturę, albo koleżanki, którą zawsze lubiliśmy...
W grze występuje arena na, której można grać 2 vs 2 oraz 1vs bot 2 vs bots. Wiele ciekawych cutscenek, znajdziek, dodaje nam więcej energii do szukania tego po mapie oraz przechodzenia fabuły. Są tu liczne follow up'y do poprzednich gier studia np. Alien Hominid.
Na koniec pozdrawiam czytelników. ^^
Steam User 5
Prawie 30 godzin. Tyle czasu poświęciłem na jedno z najbardziej oryginalnych coopowych przeżyć z jakimi miałem styczność. Grałem w 100% w co-opie, nie sprawdzałem praktycznie nic solo, jedynie zauważyłem że jest opcja grania samemu we współpracy z widmem innego gracza.
Ale od początku.
Pit People to fantastycznie zaprojektowana strategia turowa, wyróżniająca się tym, że podczas naszej tury wszystkie jednostki które kontrolujemy poruszają się w tej samej chwili. Najpierw planujemy kto gdzie się przemieści, a następnie obserwujemy widowiskową, chaotyczną rzeź.
Fabuła rozszerza epilog Battle Block Theater (poprzedniej gry studia), jednak jest to tylko smaczek nie wpływający na odbiór. Nie znając tamtej sceny gracz będzie bawił się równie dobrze.
Oprawa audiowizualna w Pit People jest cudowna, tak jak we wszystkich produkcjach od Behemota. Ich styl graficzny ponownie połączono z bardzo dobrze dobraną ścieżką dźwiękową, a narracja po raz kolejny buduje klimat samym tonem prowadzonego dialogu/monologu. Postacie (poza narratorem) wypowiadają się jedynie zabawnym bełkotem i innymi dziwnymi dźwiękami, a cała wypowiedź jest zapisywana w polach tekstowych.
Co do dialogów właśnie, Pit przeładowane jest wszelakiego rodzaju gagami, dowcipami i memami, a prowadzone są w charakterystycznym dla Behemota absurdalnym i groteskowym stylu. Na zawsze zapamiętam CityTown Village czy sieroty osierocone przez sieroty za 50% ceny w sklepie z sierotami. I Jerkimedesa. Jego też nie zapomnę.
Po tych 30 godzinach statystyki podają że mam odblokowane około 45% zawartości gry. Tu jednak pojawia się pierwsze rozczarowanie. Czekają na nas godziny zabawy w wątku głównym, setki misji pobocznych, z których każda ma własną mini fabułę-gag. Czeka na nas masa różnorodnych postaci do zrekrutowania i wiele przedmiotów do wyposażenia. I to właśnie te przedmioty są małym zawodem. Jest ich naprawdę ogrom. Około 1500 unikalnych przedmiotów. I to właśnie one powodują iż gra mówi mi że mam jedynie 45% ukończonej gry. Bo aby zaliczyć w kolekcji wszystkie przedmioty będzie trzeba spędzić setki godzin na szukaniu tego jedynego miecza, który różni się tylko wyglądem od 14 innych.
Jednak nie jest to tak naprawdę wada, jedynie coś co powoduje brak satysfakcji z progresu na tym pasku postępu.
Wracając do postaci, te dzielą się na klasy, z których każda zachwuje się w inny sposób na polu walki. Ludzie to taka podstawa, Cyklop jest silny i odrzuca, Zombie mogą się wskrzeszać, a Jednorożce strzelają jak moździerze. Jednak osoba która wpadła na pomysł aby klasą leczącą był Cupcake (babeczka) powinien dostać podwyżkę. Gluten (tak nazywał się mój pierwszy Cupcake) strzelał w swoich towarzyszy broni kawałkami siebie aby jego słodkie wnętrze mogło przywrócić im część punktów zdrowia, a sam miał paranoję przed tym że ktoś chce go zjeść.
Tak teraz przypomniałem sobie jeszcze jedną lokację, Dom Spokojnej Słodkości. Dla Cupcake'ów.
Grę bardzo polecam tym którzy lubią styl Behemotha oraz tym którzy lubią bardzo dobre gry coopowe (co się w sumie pewnie uzupełnia). Bardzo zabawna i bardzo oryginalna przygoda.
Steam User 0
Tons of fun, bothalone and with friends!
It reminds me Heores franchise - But here its wackier, faster and even more strategic!
Love the humor, graphics and gameplay!
Steam User 0
Gra po prostu świetna! Masa questów, szybkie i nieco dłuższe walki, wiele postaci. Fabuła może być powtarzana nieskończoną liczbę razy a same dodatki w postaci kosmetyków oraz broni czynią tę grę jeszcze lepszą. Polecam z całego serduszka <3
Steam User 2
Żaden ze mnie strateg, więc w gry strategiczne grać nie lubię. I nie potrafię, co jest z pewnością też ważną kwestią. Dlaczego więc w takim razie napisałem recenzję pozytywną? Spora w tym zasługa twórców, czyli studia The Behemoth, które od lat zachwyca mnie swoimi humorystycznymi produkcjami. Sięgnąłem po Pit Peoplep i nim się obejrzałem, grę przeszedłem na 100%, licznik wskazywał 55 godzin, a gier strategicznych jak nie lubiłem, tak wciąż nie lubię!
FABUŁA
Śpijcie spokojnie, zestawienie bez większych spoilerów!
Na wstępie warto zaznaczyć, że studio The Behemoth tworzy jedno duże, do tej pory mało oczywiste uniwersum. Ich cztery tytułowe produkcje dzieją się w tym samym wszechświecie, ale na różnych planetach. Świat, który zwiedzimy w Pit Peoplep jest światem, w którego pod koniec „BattleBlock Theater” uderzył gigantyczny, martwy niedźwiedź — zwany Honey Hug — zamordowany przez Hatty’ego Hattingtona. W efekcie tych wydarzeń atmosfera na planecie trochę się zmieniła i zdarza się, że pada tutaj zielony, zabójczy deszcz. Jakby problemów było mało, ten niemalże całkowicie zniszczony świat zostaje nawiedzony przez innego gigantycznego niedźwiedzia, Honey Kissa, który postanawia zemścić się na ludziach, zaczynając od farmera Horatio, któremu porywa syna. Mężczyzna stawia sobie za cel uratowanie dziecka i w tym celu zbiera drużynę, w której skład wchodzi cyklop Yosef, księżniczka Pipistrella i piratka Sofia. Każdy z nich ma w tej misji swój własny cel, często podobny i zbiegający się z planami Horatio.
Historia zaczyna się bardzo ciekawie, ale już od samego początku daje nam do zrozumienia, że istotną rolę gra tutaj humor. Często dziwaczny, niezrozumiały i obrzydliwy, ale jednak humor. W dodatku produkcja wpisuje się w nurt gier idealnie operujących narratorem, którym w tym przypadku jest nasz wielki, pluszowy antagonista. Oprócz zwyczajnego uprzykrzania życia bohaterom w przekomiczny sposób Honey Kiss będzie równie często komentował nasze działania, burząc czwartą ścianę. Sposób, w jaki to robi przypomina miks Deadpoola granego przez Ryana Reynoldsa i Mr. Nobody granego przez Alana Tudyka w serialu „Doom Patrol” — czyli idealnie, z rozwagą i pomysłami. Przez sam scenariusz płynie się dzięki temu dość szybko, że aż w pewnym momencie chciałoby się zwolnić. Istotne dlatego są tutaj aktywności poboczne, które potrafią przedłużyć naszą zabawę z tym przeuroczym i prześmiewczym scenariuszem.
MECHANIKA/ROZGRYWKA
Rozgrywka pojawia się tutaj w dwóch formach — pierwsza z nich to podróżowanie po mapie, odkrywanie nowych terenów, poznawanie nowych postaci, przyjmowanie zadań, poszukiwanie skarbów czy rekrutowanie kompanów do ekipy. Na świecie pojawia się wielu wrogów, z którymi kontakt przeniesie nas na pole bitwy. Niektórzy przeciwnicy będą przed nami uciekać, inni będą nas natarczywie gonić. Nasz powóz możemy zaopatrzyć jednak w butle z nitro, które ułatwia nam ucieczkę w takich momentach.Za wykonywanie zadań będziemy dostawali nagrody, najczęściej w postaci złota i przedmiotów, a każdy worek waluty i skrzynia zajmuje miejsce — logiczne, prawda? Żeby pozbyć się balastu, trzeba podjechać blisko niebieskiej osady. Wejście do niej pozwoli naszym postaciom się zregenerować, a ona sama w sobie jest swoistym miejscem wypadowym — tutaj możemy uzbroić drużynę, wybrać jej członków, pokupować przydatne rzeczy czy chociażby powalczyć na arenie. Nasz narrator co kilka powrotów do osady zabiera ją i przenosi w inne miejsce na innej mapie, delikatnie utrudniając rozgrywkę, ale pozwalając na zapoznanie się z innymi częściami mapy.
Druga forma rozgrywki to same bitwy, które najczęściej aktywujemy poprzez kontakt z przeciwnikiem podczas eksploracji mapy. Zostajemy wtedy przeniesieni na obszar podzieloną na heksagony, a pomiędzy oponentami a naszymi bohaterami znajduje się spora przestrzeń. Rozpoczyna się zabawa oparta na systemie strategii turowej, z tym że w dość uproszczonej wersji. W danej rundzie wykonujemy wszystkie ruchy dla każdej z naszych postaci, a po zakończeniu tury bohaterowie samodzielnie i automatycznie atakują przeciwników, po czym nastaje ich moment na takie działanie. Z tym że naszym zadaniem w tym wszystkim jest w teorii tylko wskazanie miejsca, do którego członek naszego zespołu ma podejść — jeśli przy danym heksagonie będzie znajdować się kilku wrogów, postać sama wybierze, kogo zaatakować. Wbrew pozorom takie ułatwienie zmusza nas do większych rozważań na temat każdego ruchu.
No właśnie, statystyki. Wiele z przedmiotów wprowadza jedynie kosmetyczne zmiany, ale niektóre rzeczywiście wpływają na statystyki danej postaci. Oprócz typowych słupków wskazujących zadawane obrażenia, ilość pancerza i szansę na unik, pojawia się coś, czego wielu graczy nie lubi — ciężar. Im większe obciążenie postać dostanie, tym będzie mniej mobilna podczas walki, co może skutkować przegraną. Kluczowe są również zdolności innych gatunków: babeczki (healerzy, którzy odbierają sobie życie, lecząc innych), grzyby (obszarowe obrażenia trujące), wróżki (obszarowe obrażenia wybuchowe), elektroroboty (obrażenia energetyczne) itp. Jak ich pozyskać? Czasami misje poboczne sprawią, iż koniec końców otrzymamy jakąś postać. W większości przypadków musimy jednak na kogoś zapolować, a robi się to w dość prosty sposób — pozostawiając jednego przeciwnika przy życiu, tego, którego chcemy posiadać. Na raz w drużynie możemy posiadać sześć osób z tym wyjątkiem, że niektóre gatunki zajmują więcej slotów, np. taki troll aż dwa.
Oprócz samotnego ogrywania możemy prowadzić rozgrywkę w co-opie z nawet czterema innymi graczami. Lepszy jednak wydaje się tryb PermaDeath, gdzie zaraz po zakończeniu samouczka okazuje się, iż śmierć postaci jest nieodwracalna. Ciekawym założeniem jest również zaimplementowany system automatycznej walki, który możemy włączyć od samego początku naszej przygody.
OPRAWA GRAFICZNA
Za kreskówkowy styl graficzny tradycyjnie dla studia The Behemoth odpowiada Dan Paladin, który pracował przy wcześniejszych produkcjach. Co za tym idzie Pit People jest przepakowane urokiem, żywymi kolorami i przepięknymi animacjami. Niestety to jednocześnie sprawia, że gra bywa momentami nieczytelna i jest trudno się połapać, co na planszy bitewnej właściwie się dzieje. Zwłaszcza kiedy konfrontujemy się z większą ilością przeciwników.
UDŹWIĘKOWIENIE/MUZYKA
Muzyka jest powtarzalna, ale swoją żywiołowością — podobną do soundtracku z „BattleBlock Theater” — naprawdę zachęca do rozgrywki. Utworów jest ledwo kilka: jeden przeznaczony na walki, drugi na eksplorację, jeszcze kolejny na przebywanie w osadzie. W każdym z tych miejsc muzyka jest zapętlona do usranej śmierci, ale naprawdę — co jest aż dziwne — ani trochę nie irytuje i w dodatku idealnie wpasowuje się we wszechobecną rzeź i „estetykę” gry.
PODSUMOWANIE
Studio The Behemoth przerobiło zwyczajną walkę turową w coś dynamicznego, chaotycznego, nieprzewidywalnego i zabawnego. Pit People mimo pięknej oprawy audiowizualnej posiada kilka dziwnych rozwiązań w mechanice, przez co może nie wszystkim przypaść do gustu. Fani gier studia z pewnością nie będą jednak zawiedzeni, wszak jakość wykonania produktu tylko udowadnia, iż granica pomiędzy twórcami gier niezależnych a gier triple-A powoli zanika. Fani klasycznych gier strategicznych też powinni znaleźć tutaj coś dla siebie, chociażby dzięki trybowi PermaDeath.
Jeżeli moja recenzja pomogła Ci przy podjęciu decyzji nad zakupem, będę wdzięczny, jeśli zaobserwujesz moją stronę kuratora Steam, co na pewno zmotywuje mnie do dalszej pracy.
Steam User 4
Studio Behemoth ma w sobię coś dziwnego. Gry które tworzą wyglądają na nudne... ale po odpaleniu ich masz wrażenie że mineło 5 minut... a tak naprawdę grasz już przez 2 godziny! (Tru Story)
Jak narazie polecam. Stamper dalej jest moim Bogiem.