Deponia Doomsday
Autor nie podał jeszcze opisu w twoim języku.
One fateful night, Rufus awakes from a haunting nightmare: he sacrificed himself to save Deponia. But at what price? Elysium, the floating city crash-landed on the planet. As the last surviving Deponian, he fought savage fewlocks, but in the end, there was only one way out: He had to blow up Deponia! And… He grew a mustache. Of course he realized that these gruesome events -especially the mustache part- had to be prevented from ever happening. Deponia and his well-shaved face had to survive! But was this really just a dream? Dive right into this frantic sequel of the Deponia cult-trilogy and join the chaotic anti-hero Rufus on his most peculiar adventure. Even without knowing the previous installment, the hilarity of Deponia Doomsday will have you cracking smiles and burst with laughter. Get enthralled by the bizarre humor and the uniquely designed world and enjoy the largest and longest Deponia adventure of all time.
Steam User 25
Deponia Doomsday, jest to czwarta odsłona jednej z najlepszych obecnie przygotówek gier point-and-click - to moje skromne zdanie. Niestety, w moim odczuciu słabsza niż trzy poprzednie części Deponia :(
Oprawa graficzna w tej grze jest rewelacyjna, muzyka przyjemna, humoru nigdy za wiele, zagadki fajne, dodatkowo napotykamy w grze na czasowe / zręcznościowe zadania (czy zabawy) - naprawdę przyjemna rzecz.
Doomsday skupia sie mocno na zakończeniu ostatniej gry sagi Goodbye Deponia. Fani serii nie byli zadowoleni z takowego zakończenia, wiec producent postanowił wydać finalną, czwarta cześć Deponii - w której przedstawia wizje dlaczego zakończenie miało taki wymiar a nie inny.
Zapewne każdy z was zadawałby sobie pytanie co by się stało, jak potoczyłaby się gra, losy całego świata Deponia gdybym wybrał inna drogę - Rufus zrobił to inaczej?
Dlaczego zakończenie musiało tak wyglądać, a co jeżeli damy rade to zmienić, jakie będzie miało to konsekwencje na przyszłość? itd.
Będziemy mogli się przekonać o tym na własnej skórze, bo do naszego asortymentu dołączył Wehikuł czasu!
Tak jak poprzednio, jeżeli chcecie rozpocząć przygodę z grą Deponia, to zachęcam by zacząć od początku (od pierwszej części). Każda gra jest bezpośrednią kontynuacja poprzedniczki, wiec bez pełnego rozeznania w fabule - będziecie mocno zagubieni.
Polecam!
Steam User 10
Na przejscie Deponii Doomsday potrzebowalem 15 h. Mimo wielu trudnosci udalo mi sie zakonczyc te cudowna przygode.
Na Deponie trafilem przypadkiem, chodzac po sklepie Empik, kiedy zobaczylem duze opakowanie Deponii Doomsday z artbookiem i soundtrackiem ( i plakatem !! ) pomyslalem ze 60 zl to nie tak duzo i calkiem ladnie to wyglada.
Byl to moj pierwszy point and click w jakiegokolwiek gralem i od razu po ukonczeniu 4 czesci kupilem pozostale 3.
Deponia jest magiczna gra, ktora porywa gracza i nie daje mu wyjsc z tej historii.
Polecam Deponie kazdemu, gdyz ta gra ma swietny klimat.
( lecz jesli ktos wkurza sie za 15 razem zobaczenia tej samej scenki, lepiej zeby nie kupowal :D )
Deponia Doomsday 9.5/10
(- 0.5 punkta w nawiasie wyzej )
Steam User 8
Uwielbiam serie gier Deponia. Klimat, fabuła, soudtrack
ta gra wszystko to ma.
Po tylu niesamowitych przygodach naszego bohatera Rufus w końcu może odetchnąć.
Zaskoczyło mnie zakończenie z ,,Goodbye Deponia" i chciałem żeby losy inaczej się potoczyły,
Liczyłem na ,,Happy Ending". Lecz nie można ingerować w
kontinuum czasoprzestrzenne bez jakichkolwiek skutków.
Mnóstwo śmiechu i dobrej zabawy.
Cieszę się że wśród tylu wspaniałych gier udało mi się trafić na serie ,,Deponia"
Polecam grę z głębi serca i życzę udanej rozgrywki. ;D
Steam User 5
Ostatnia część z genialnej serii gier point&click o Rufusie i Deponii
9/10
Steam User 5
Jak skutecznie odpowiedzieć na niezadowolenie fanów związane z zakończeniem historii zamkniętej w trylogii? Najczęściej gracze w takiej sytuacji spotykają się z brakiem odpowiedzi lub PRowym „tak ma być”. Studio Daedalic zdecydowało się jednak na odważny krok — odpowiedzieć na jazgot graczy, wydając kolejną grę! Deponia Doomsday to sequel i jednocześnie prequel, który w dosadny sposób ma przekonać fanów, iż historia jest zamknięta i poprowadzenie jej w inny sposób nie ma ani trochę sensu.
FABUŁA
Śpijcie spokojnie, zestawienie bez większych spoilerów!
Jak nietrudno się domyślić, Deponia Doomsday skupia się na podróżach w czasie. Z tym że nie ma co oczekiwać tutaj wizji rodem z serialu „Dark” czy serii „Powrót do przyszłości”. Produkcja w luźny sposób bawi się motywem czasu, próbując wszystko jak najbardziej zagmatwać, aby przyprawić gracza o zawrót głowy. W rzeczywistości jednak nie nawiązuje do żadnych paradoksów związanych z mieszaniem w czasie, czyniąc przedstawioną mechanikę naprawdę prostą do zrozumienia. W każdym razie rozgrywkę rozpoczynamy chwilkę przed tym, co zaprezentowała nam pierwsza część serii. Zawzięty Rufus ma ostateczny plan, jak dostać się na Elizjum i jedyne co mu pozostaje przed odlotem, to zapakować szklane kieliszki swojej dziewczyny, Toni. To jest kluczowy moment dla dalszej przygody zapaleńca, wszak jedna katastrofa — zbicie tych wszystkich kieliszków i zerwanie z Toni — doprowadziło wcześniej do przypadkowego dostania się na Elizjum, poznania Goal i uratowania wraz z nią Deponii przed Oragonami. Teraz jednak coś jest inaczej, bowiem przed katastrofą próbuje uratować go niejaki McChronicle, który sam doprowadza do tej katastrofy. A jakby tego było mało, we wszystkim przeszkadza gigantyczny różowy słoń!
Scenariusz jest dobry i przemyślany, idealnie wpasowując się w trylogię. Będący swoistym uzupełnieniem, korzystający z luk i elementów fabularnych, do których było wiele niedopowiedzeń. Zabawa stwarza wiele możliwości, ale są momenty, kiedy przestaje być prosta w odbiorze i trzeba chwilkę się zastanowić. Niemniej jednak tempo utrzymuje się bardzo dobrze — jedynie pod koniec coś zaczyna szwankować i w ostatnich godzinach dostajemy serię wyjaśnień, tak pogmatwanych i tak głupich, że ciężko wziąć to na poważnie. Fakt, że twórcy tym wszystkim dopięli jednak swego — pokazali w dosadny sposób graczom, że innego wyjścia nie ma. Że Rufus, będąc sobą, ma tylko jedną ścieżkę, która — chociaż dramatyczna — jest jedyną pozytywną drogą.
Słabiutko wypada kwestia humoru. Po raz kolejny na całe 10 godzin rozgrywki zaśmiać się można ledwo kilka razy. I o ile wcześniej miałem tę pewność, iż żarty są słabe, tak teraz doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zawiodło również tłumaczenie. Przecież w Niemczech seria ma całą rzeszę fanów, którzy wciąż i wciąż się śmieją, nie mogąc złapać oddechu. Ale to lokalny humor, którzy zrozumieją tylko oni — nam trzeba było przedstawić to inaczej i, cóż… nie wyszło. Znikła jednak łatka slapsticka, która była sprytną przykrywką do poruszania tematów taboo. Jednocześnie produkcja nie przekracza tej cienkiej granicy pomiędzy dobrym humorem a zwyczajnym szczeniackim zachowaniem, co zdecydowanie należy pochwalić.
MECHANIKA/ROZGRYWKA
W kwestii podstawowej mechaniki nic się nie zmieniło. Wciąż pierwsze skrzypce odgrywa myszka, za pomocą której przemieszczamy postać Rufusa, czy wydajemy jej polecenia zrobienia czegoś, podniesienia, czy zwyczajnego przyjrzenia się. Środkowy przycisk myszy, nazywany również rolką, to idealny mechanizm otwierania ekwipunku, a spacja wyświetla nam hotspoty. I tyle! Prosto, ale subtelnie. Za pomocą kursora będziemy robili wszystko — od rozwiązywania prostych łamigłówek ekwipunkowych, po rozwiązywanie trudniejszych minigierek, wymagających często zręczności. Do tego wszystkiego został dodany jeden element, który wydaje się niepotrzebny, patrząc na nikłą ilość momentów, w których został zaimplementowany. Mianowicie czasami gra będzie wymagać od nas szybkiego mashowania przycisku myszy, póki specjalna ikonka nie zniknie. Deweloper chciał widocznie wyciągnąć z nas, leniwych graczy wpierdzielających chipsy i monsterki, trochę potu.
Zagadki… cóż. Ich poziom się zwiększył, patrząc na ostatnią część trylogii. Są momenty, kiedy przyjdzie nam zgrzytać zębami i zastanowić się nad tym, dlaczego w ogóle gramy w tę grę. Problem z pewnością sprawi jeden z ostatnich etapów rozgrywki, kiedy co kilka sekund zmieniamy lokację, podróżując w czasie. Jednak tylko do momentu, kiedy nie załapiemy powtarzającego się schematu. Samych minigierek jest niewiele i oferują średni poziom trudności — nie licząc uciążliwego tworzenia fewlocków (za co jest osiągnięcie) — natomiast zagadki ekwipunkowe to zwyczajne połączenie jednego elementu z drugim. Chociaż patrząc na przedziwną wyobraźnię Rufusa, czasami może nas i tutaj coś zaskoczyć.
OPRAWA GRAFICZNA
Deponia Doomsday, w przeciwieństwie do trylogii, wypełniona jest po brzegi filmowymi wstawkami. I chociaż produkcja, tak jak poprzedniczki, została wykonana w Visionaire Studio, subtelne zmiany są widoczne. Styl rysunku ostał taki, jaki był, ale oberwało się stylowi samego animowania, który stawia na prostotę. Najbardziej widać to po najmniej istotnych elementach, widniejących w tle. Czy to była decyzja typowo artystyczna, czy może przełożyło się na to ekonomiczne podejście — nie wiem, ale źle to nie wygląda, co jest paradoksalnie dziwne, zważywszy na to, że pierwsze części obrywały za małą ilość klatek w animacjach.
UDŹWIĘKOWIENIE/MUZYKA
Całkowicie zawiodłem się na muzyce, bo samo udźwiękowienie, efekty i dialogi są naprawdę w porządku. Zrezygnowano z ikonicznych podsumowań rozdziałów (Hussa songs) i tylko na początku usłyszymy zabawną wstawkę. Później? Ciężko nawet powiedzieć, aby utwory przygrywane podczas rozgrywki jakkolwiek budowały klimat. Na uwagę zasługuje cameo Davida Haytera, którego cudowny głos, przez te kilka sekund, pozwolił zapomnieć o „niedoskonałości” w kwestii udźwiękowienia.
PODSUMOWANIE
Przede wszystkim trzeba pamiętać, że Deponia Doomsday została stworzona dla fanów. Rozpoczęcie przygody z serią od tego miejsca nie ma absolutnie sensu, zważając na to, jakie tematy porusza produkcja i jak często nawiązuje do innych części. Sama gra jest przyjemna, chociaż momentami potrafi irytować — klasycznie już dla serii, chociaż teraz z większym przytupem, wszak mamy do czynienia z cofaniem się w czasie. Niemniej jednak kwestia mechaniki i oprawy audiowizualnej nie zmienia się i... dobrze. Przedstawienie znanej formy to strzał w dziesiątkę! Nie obyło się bez błędów i rozczarowań, ale trzeba mieć na uwadze, że ta gra nie miała nigdy powstać. Jest tylko satyryczną odpowiedzią twórców na narzekania graczy — dosadną odpowiedzią, którą ostatecznie można skrócić do „nie da się inaczej”. Pomysłowe zagranie, warte uwagi, jednak tylko dla miłośników serii.
Jeżeli moja recenzja pomogła Ci przy podjęciu decyzji nad zakupem, będę wdzięczny, jeśli zaobserwujesz moją stronę kuratora Steam, co na pewno zmotywuje mnie do dalszej pracy.
Steam User 3
Portalowy zawrót głowy.
Steam User 2
Kolejna gra niezależna w temacie przygodowym/bajkowym. Wpadna w gusta :)