Baldur’s Gate: Enhanced Edition
Autor nie podał jeszcze opisu w twoim języku.
Forced to leave your home under mysterious circumstances, you find yourself drawn into a conflict that has the Sword Coast on the brink of war. Soon you discover there are other forces at work, far more sinister than you could ever imagine… Since its original release in 1998, Baldur’s Gate has set the standard for Dungeons & Dragons computer roleplaying games. Customize your hero, recruit a party of brave allies, and explore the Sword Coast in your search for adventure, profit… and the truth. Running on an upgraded and improved version of the Infinity Engine, Baldur’s Gate: Enhanced Edition includes the original Baldur’s Gate adventure, the Tales of the Sword Coast expansion, and all-new content including three new party members. The original Baldur’s Gate adventure Tales of the Sword Coast expansion New Adventure: The Black Pits New Characters: The Blackguard Dorn Il-Khan, Neera the Wild Mage, and Rasaad yn Bashir the Monk New player character voice sets
Steam User 3
Klasyka! Dla retro fanów nie ma problemu, by wrócić do pierwszej części BG i poczuć się jak w domu, słysząc ponownie głosy Panów Piotr Fronczewskiego czy Jana Kobuszewskiego. To powiew niesamowitej nostalgii za młodymi latami, gdzie gra taka jak Baldur's Gate dawała nam namiastkę przygody, zastępując gry fabularne. Po skończeniu podstawowej części gry jakież było moje zdziwienie, że gram dalej - w dodatek Siege of Dragonspear, który powstał w 2016(sic!) roku! Sam dodatek - bardzo dobry - poziom zadań, ciekawe dialogi, fantastyczne lokacje - grać i przygotować się na BG2 i BG3.
Steam User 2
Z drogi, obrońcy złej sprawy! Jestem uzbrojony po zęby i mam chomika!
Steam User 3
Wielokrotnie spotykałem się z opiniami, że gra ta jest prawdziwą RPGową legendą, początkiem nowej fali wspomnianego gatunku przeżywającego swój pierwszy rozkwit na początku lat 90. i przede wszystkim zalążkiem tego typu gier w Polsce (jeden z pierwszych tytułów RPG z pełną polską lokalizacją).
Faktem jest, że w kwestii roleplejów wychowałem się tak naprawdę na hack'n'slashah (Sacred) i grach cRPG (Fable, Two Worlds) - tym samym przywykłem do konwencji jednego bohatera będącego protagonistą. Po raz pierwszy z drużynowym RPG zetknąłem się na przełomie 2021/2022 roku za sprawą Dragon Age Ultimate i zakochałem się w tym gatunku. Stwierdziłem zatem, że zamiast kontynuować tą serię, wrócę do korzeni firmy BioWare, która za nią odpowiada - do ich pierwotnego RPGa.
Pierwsza godzina gry zleciała mi na siedzeniu w kreatorze postaci, podejmowaniu decyzji w jaki sposób chcę grać i jak stworzyć postać, w związku z tym także losowaniu odpowiednich statystyk. Towarzyszyło temu czytanie kilku poradników od weteranów gier opartych na silniku DnD. I już sam ten pierwszy krok strasznie mi się spodobał. Przyklimaciłem sobie troszkę, a potem było już tylko lepiej...
Jako, że gra jest starsza ode mnie nie spodziewałem się wodotrysków graficznych, a wiedząc, że bazuje na systemie DnD spodziewałem się, że gameplay też nie będzie szokujący. Miałem rację, ale nie przewidziałem, że oba te aspekty (oprawa gry i gameplay) będą tak klimatyczne i tak dobrze się zaprezentują. Konwencja rzutu izometrycznego była mi bardzo bliska, więc od razu mi się spodobała, zaś muzyka bardzo fajnie dopełniała wrażenia i oddawała to, co dzieje się na ekranie.
Stopniowo zagłębiałem się w fabułę i rozmaite questy, poznawałem postaci NPC i ewentualnych towarzyszy, starałem się wyłapać jak najwięcej z lore gry i zrozumieć tym samym przedstawiony świat. Jednocześnie zaznajamiałem się z mechanikami rozgrywki. Ku mojemu zdziwieniu szybko się zaaklimatyzowałem i już po około 10 godzinach rozgrywki (czas serio szybko leci przy tej grze) wszystko wydawało mi się naturalne, gra nie tylko mnie nie męczyła, a wręcz uzależniła od siebie. Mogłem już całkowicie skupić się na tworzeniu mojej wymarzonej drużyny i zagłębieniu się w niesamowicie dobrą historię.
Podstawka z dodatkami była świetna, odwiedziłem wszystkie lokacje i zrobiłem wszystkie możliwe questy (z delikatną pomocą poradników, przecież nie chciałem niczego pominąć, zwłaszcza, że w tym tytule wszystkie zadania są niepowtarzalne i po prostu chce się je wykonywać - zachęcają nie tylko zdobyciem nagrody, czy odhaczeniem w dzienniku, ale po prostu interesującą i oryginalną opowieścią) - bawiłem się przy tym wybornie i poza kilkoma cięższymi starciami, nad którymi musiałem popracować nie miałem się do czego przyczepić.
Dodatek Siege of Dragonspear nieco odstawał jakościowo od podstawki, ale z pewnością nie był zły i widać było, że twórcy starali się zachować klimat i nie wybijać gracza z immersji, za co plus. Również ukończyłem wszystkie możliwe zadania i zwiedziłem wszystkie lokacje. Nie tylko zapewniło mi to kilkadziesiąt dodatkowych godzin fajnej rozrywki, ale także zachęciła mnie do ogrania w przyszłości sequela (SoD stanowi pomost łączący fabularnie BG I i BG II, stąd ta zachęta).
Żeby nie spojlować (sam unikałem spojlerów jak ognia), w obu przypadkach fabularnie miałem do czynienia z jakąś zagadką, którą musiałem rozwiązać - niewiadomą, którą musiałem odkryć. Takie założenie mocno zachęcało do grania, budowało bowiem poczucie niepewności oraz budziło ciekawość, chęć poznania przyczyn wydarzeń które miały miejsce i rozwiązania przedstawionego problemu. Oczywiście jest to klasyczna opowieść o walce dobra ze złem, ale z jednym ciekawym i bardzo istotnym twistem.
Na koniec, jeśli chodzi o Arenę (czyli taki jakby tryb przetrwania) to nie interesowała mnie ona, zatem nawet do niej nie podchodziłem.
Podsumowując jest to gra, którą fani klasycznych RPG, grający głównie dla klimatu, fabuły i postaci, a nie jedynie pełnego akcji gameplayu muszą ograć. Uważam, że się do nich zaliczam, a obowiązek spełniłem.
Polecam serdecznie.
Steam User 3
Moja przygoda z pierwszym Baldurem to troszkę pokrętna historia. Swoją podróż bowiem rozpocząłem od niedawno wydanej części trzeciej, gdzie na przestrzeni niemal dwóch dekad zmianie uległ nie tylko podręcznik na którym opierał się caly system Dungeons and Dragons, ale i rozgrywka, udźwiękowienie oraz szata graficzna. Jak więc wyglądało moje pierwsze podejście do owego tytułu i jakie są moje wrażenia? O tym zamierzam podzielić się z wami podczas owej recenzji. W 1998 roku wydana na świat wydana zostaje pierwsza odsłona Wrót Baldura, za którą odpowiedzialne było studio Bioware. W tym czasie jako czteroletni dzieciak nie miałem zielonego pojęcia o istnieniu komputerów, więc sama gra oczywistym jest, że uszła mojej uwadze i dowiedziałem się o niej dopiero lata później. Jako osoba która nigdy nie grała w pierwotnie wydaną część pierwszą (i do niedawna nie miała pojęcia o tym jak funkcjonuje system DnD) rozpoczynając swoją przygodę w Faerunie, nie do końca wiedziałem jak wygląda tu walka oraz inne, elementarne aspekty gry. Tym bardziej że BG3, od którego ową recenzję rozpocząłem (i do którego będę jeszcze w tym tekście wracać) opiera się na nieco innych rozwiązaniach gameplayowych, bowiem w trzecich Wrotach większość walk oraz akcji oparta jest o system turowy, znany graczom z dwóch poprzednich odsłon Divinity: Original Sin gdzie podczas tur mielismy określoną liczbę punktów akcji do wykorzystania na walkę jak i przemieszczanie się, zaś tutaj akcja dzieje się w czasie rzeczywistym a podczas walki nasze postacie wymagają od nas ciągłej uwagi, gdyż każda chwila może kosztować nas utratę zdrowia lub narazić na nałożenie na nas negatywnych współczynników, upośledzających poszczególne cechy naszych towarzyszy. Nie raz, nie dwa bowiem zdarzało mi się wczytywać grę tylko dlatego, że moja drużyna w starciu z pojedyńczym magiem którego napotkałem po drodze do Nashkel i który rzucił obszarowe zaklęcie grozy, na który żadna z osób w mojej drużynie nie wykonała udanego rzutu na jego odparcie, ponieważ żadne z nich nie miało mikstury która by zapewniałaby odpowiednią ochronę przed czarami. No i w ten sposób moja drużyna była rozgromiona, bo raz że straciłem kontrolę nad osobami które dotknięte zostały owym czarem, a dwa że wśród dwójki wojowników, jednego łowcy oraz łotrzyka nie było nikogo kto byłby w stanie skutecznie walczyć wręcz i położyć owego nikczemnika. Albo podczas randomowego wypadu do lasu, gdzie już w nieco lepszym stanie osobowym i nieco lepszym wyposażeniem wpadłem na grupę bazyliszków, która swym spojrzeniem zdołała sparaliżować mojego głównego bohatera, co kończyło natychmiastowym wczytaniem stanem gry sprzed rozpoczęcia walki. Tak, w tej grze jeśli stworzona przez nas postać zginie podczas walki, musimy wczytać ostatni stan gry lub w przypadku najwyższego poziomu trudności, rozpocząć grę od nowa. Naszego maina nie idzie nijak wskrzesić, więc musimy gospodarnie zarządzać ilością mikstur leczniczych oraz zaklęciami, lub działać tak, by nasz protagonista wychodził calo z kazdej potyczki. A ekwipunek, względem Larianowego odpowiednika mamy ograniczony do dziesięciu slotów, które bardzo szybko zapełnimy różnego rodzaju graciwem i sprzętem i którego równie szybko będziemy się pozbywać, bo każda rzecz walnie potrafi się przyczynić do zwycięstwa lub do zasilenia sakiewki złotem.
I to siłą rzeczy, doprowadza nas do kolejnego, ważnego (i częstego) elementu gry, jakim są zasadzki. Podczas podróżowania po Wybrzeżu Mieczy, nie raz nie dwa podczas podróży zostaniemy napadnięci i zmuszeni będziemy się bronić niezależnie od tego w jakim stanie będzie nasza drużyna. Ataki są losowe i mogą przytrafić sie nam niemalże wszędzie, niezależnie od ilości osób oraz jej stanu zdrowia. Obozujesz poza oberżą i Twoja drużyna znajduje się na skraju śmierci? Proszę bardzo, grupa hobgoblinów, radź sobie. Albo i nie. Bardzo szybko wyrobiłem sobie nawyk sypiania w karczmach oraz rozsądne godziny wyprawy i przemarszu dla mojego zespołu, gdyż chciałem uniknąć częstego obozowania pod gołym niebem. Warto by też wspomnieć nieco o oprawie audio-wizualnej oraz o technikaliach, bo troszkę zmian na tym polu również zaszło. Na początek, praca kamery. Lub raczej jej częściowy brak, bo jedyne co możemy robić to przybliżać i oddalać obraz. Jak na klasyczne RPGi z tamtego okresu przystało, kamery obracać nijak się da, przez co czasem możemy mieć problemy ze znalezieniem właściwej ścieżki czy schodów które mogą nas zaprowadzić do dalszej częsci lokacji, przez co trzeba mieć bystry wzrok co by momentami zobaczyć, gdzie należy dalej się kierować. A nie ukrywam, troszkę pod tym względem trójeczka mnie rozpieściła. Szczególnie, że mogłem kamerę obracać by dzięki niej dokonywać wyborów taktycznych podczas walki, no ale. Frustrujące wydaje się być też blokowanie się postaci w drużynie podczas przeprawy przez węższe miejsca lub wewnątrz budynków, gdzie przemieszczać z osobna trzeba każdą postać, a to nie sprzyja taktycznemu umiejscowieniu i nie działa na naszą korzyść podczas ewentualnych walk.
Graficznie, szata gry została odświeżona i osobiście przywodzi mi na myśl pierwszego Sacreda z 2004. Lokacje, budynki a także postacie i efekty zostały nieco podrasowane względem oryginalnego wydania i choć nie ma co spodziewać się wodotrysków, tak wiele elementów jest przyjemnych dla oka. UI gry jest przejrzyste i idzie się do niego przyzwyczaić. Ikony jasno mówią nam co pod czym się kryje. A jak wypada tu dźwięk. Pod względem soundtracku, nie jest źle. Ścieżka dźwiękowa robi tu naprawdę dobrą robotę. Przygrywane melodie są dopasowane, wpadają w ucho, co pozwala nam lepiej zanurzyć się w immersji. Co natomiast według mnie jest totalnym gwałtem jakim dopuszczono się na moich uszach, to dubbing podczas walki. Jak słowo daję, trafienie naszych sojuszników przez wrogów to istny jazgot i miałem momentami wrażenie, że uczestniczę w nagrywaniu produkcji filmów dla dorosłych aniżeli grze RPG. Do reszty z kolei przyczepić się nie mogę. Dialogi postaci niezależnych czy też naszych towarzyszy choć brzmią cudacznie, tak nie denerwowały mnie podczas rozgrywki.
Fabularnie, tytuł ten przeszedł próbę czasu pomyślnie. Nie brakuje tu bowiem zadań w których od naszych poczynań zależeć będzie to czy dana osoba przeżyje spotkanie z nami a same nasze wybory wpływają na to jak odbierają nas postacie niezależne oraz nasi towarzysze. Jeśli będziemy zbyt prawi, odwrócą się i odejdą od nas ci którzy charakterem zbliżeni są do złoli a wyrządzanie krzywdy, przysparzanie cierpienia i mord jest dla nich chlebem powszednim. I vice versa, jeśli za bardzo zatracimy się w zabijaniu oraz mroku, odwrócą się ci którzy kierują się w swych działaniach zasadami. W świat również nieść będą się informacje o naszych działaniach.
Czy warto więc, w 2023 roku zapoznać się z pierwszą częścią Wrót Baldura? Dla tych, którzy mają na podorędziu sporo wolnego czasu, ogromne pokłady cierpliwości i chcą zapoznać się z uniwersum, jak najbardziej. Jest to jednak pozycja skierowana do starszych odbiorców, którzy z podobnymi produkcjami mieli już do czynienia i są nawykli do toporności, której nie brakowało starszym produkcjom. I choć po ukończeniu prologu w Candlekeep gra staje otworem, to nie trzyma gracza za rączkę. Możemy iść dokąd chcemy i kiedy chcemy, choć należy pamiętać, że nawet jeśli możemy, to nie zawsze powinniśmy, szczególnie jako obdartus bez dobrego sprzętu i wiedzy na temat tego jak powinno się walczyć. Zadania również będą wymagały od nas pomyślunku i niejednokrotnie układania poszczególnych elementów w logiczną całość a i nie brakuje tu łamigłówek. Należy więc liczyć się z tym, że będziemy często wczytywać grę i podchodzić do tych samych sytuacji z różnych perspektyw przez znaczną część gry. Dlatego, moi drodzy, zawsze, ale to zawsze, przed wyruszeniem w drogę zbierajcie drużynę. Bo tutaj solo można dostać baty na gołą rzyć.
Steam User 1
Stary poczciwy Baldurs Gate. To legenda.
Steam User 1
mega powrót do przeszłości, gra mimo swoich lat i licznych błędów nadal daje bardzo dużo przyjemności z grania.
+ fabuła
+ świat
+ ciekawe questy (jak na tak starą grę)
- nadal trochę błędów
Steam User 1
gralem juz za dzieciaka, jeden z klasycznych i najlpeszych cRPG w jakie grałem